Juliusz Nowina-Sokolnicki

Uwagi do biografii.

Charakterystyczną cechą polskiej emigracji politycznej, i to nie tylko ostatniego stulecia, było pojawianie się, co pewien czas mniej lub bardziej egzotycznych postaci głęboko przekonanych o swojej doniosłej roli. Podczas II Wojny Światowej mieszkał w Londynie Ladislaus Potocki of Montalk, który uważał się za króla polskiego. Ten barwny oryginał i znakomity tłumacz literatury polskiej na język angielski, o dość pogmatwanej genealogii, pozostawił po sobie oprócz dużej dozy humoru, życzliwe wspomnienie. Mieszkający obecnie w podlondyńskim Colchester Juliusz Nowina-Sokolnicki, uchodzący swojego czasu za prezydenta RP na emigracji, stanowi apogeum polskiej megalomanii i mitomanii połączonej z wyjątkową umiejętnością merkantylnego wykorzystania narodowych symboli. I to niezależnie od tego czy był kiedykolwiek przez kogoś inspirowany.

Niemniej prezentując się jako prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, a więc i chociażby konstytucyjnie najwyższy zwierzchnik jej sił zbrojnych, czy wielki mistrz i przewodniczący kapituły Orderu Orła Białego, niejako automatycznie dopuszcza do wnikliwego zainteresowania swoją biografią, która przecież nie powinna mieć przed obywatelami RP tajemnic!

Oficjalna data urodzin Juliusza Sokolnickiego (16 XII 1920 r.), znana ze wszelkich publikacji, w tym genealogicznych, pochodzi z dokumentów, jakimi posługiwał się zainteresowany po przybyciu na emigrację po 1945 r. Wymaga ona, tak jak wszystkie jego informacje biograficzne, ścisłej weryfikacji. Według relacji Stanisława de Viriona 1, mieszkającego w latach 30-tych w Pińsku wraz z rodzicami, data z XII 1920 r. nie odpowiada prawdzie. Domy ich rodziców w Pińsku wówczas sąsiadowały i Stanisław de Virion zapamiętał młodego Juliusza Sokolnickiego, który jak twierdzi był od niego, co najwyżej cztery lata starszy 2. Stryj Juliusza, Józef Juliusz Sokolnicki (1896-1954) zapisał w swoich notatkach pod datą Libiszów 16 X 1923 (w owym czasie dzierżawca tegoż majątku na Podlasiu): „ślub brata Antoniego ze Skirmuntówną – 1922”. Warto też zwrócić uwagę, że sugerowany przez Juliusza Sokolnickiego rzekomy ślub rodziców w Pińsku, wydaje się wątpliwy pod datą 19 listopada 1919 roku z uwagi na czas wojenny. Zresztą ojciec Juliusza Antoni był wtedy ochotnikiem w odrodzonym Wojsku Polskim.

Ojciec Juliusza, Antoni-Franciszek-Emil Sokolnicki (1900-1946), syn Witolda i Izabeli Potockiej h. Złota Pilawa, był jedynie skromnym dzierżawcą majątku na Podlasiu. Gałąź rodu Sokolnickich h. Nowina, z której pochodził nigdy nie otrzymała pruskiego tytułu hrabiowskiego, ani jakiegokolwiek innego 3. Dalekim stryjem pozostawał Henryk Sokolnicki (1891-1981), ziemianin z Janiszewa, dyplomata, późniejszy ambasador RP w Helsinkach. Matka Juliusza, Irena ze Skirmuntów (1896-1981), była córką Zygmunta, właściciela dóbr Albrechtowo w powiecie pińskim na Polesiu i Marii z Żółtowskich4. Wkrótce po narodzinach dziecka matka poświęciła się całkowicie jego wychowaniu, separując się od małżonka. Pomagała jej w tym siostra Regina Skirmuntówna.

Nigdy młody Julek Sokolnicki nie pojawił się w Wielkopolsce. Matka kształciła go w domu i nie wiadomo nawet czy uczęszczał do miejscowego gimnazjum w Pińsku. Jej zawdzięczał więc w dużej mierze wychowanie, wykształcenie i ogładę towarzyską, która w połączeniu z wrodzoną inteligencją pozwoliła w przyszłości zabłysnąć na salonach londyńskiej emigracji. Po ojcu, którego spotkał dopiero podczas okupacji w Warszawie, odziedziczył powodzenie u płci pięknej, choć jak pokazało życie nie były to osoby „krwi błękitnej”5. Nie jest pewne czy okupację sowiecką spędził w Pińsku czy też w Wilnie? W Warszawie, gdzie mieszkał jego ojciec, pojawił się dopiero w drugiej połowie 1941 r. Bywał niekiedy wraz z matką w mieszkaniu warszawskim de Virionów przy ul. Narbutta 53. Anna z de Virionów Starowieyska zapamiętała go z lat 1941/1942 jako bawidamka, osobę robiącą wrażenie niezbyt zrównoważonej i wyglądającego co najwyżej na 18 lat. Kiedyś po dłuższej nieobecności oświadczył, że wyjechał na roboty we Francji i właśnie przyjechał na urlop6. Dalsze informacje o okupacyjnych perypetiach Juliusza Sokolnickiego i rzekomym udziale w konspiracji pochodzą głównie od niego samego. Relacje rodziny de Virionów wykluczają jakikolwiek udział w ruchu oporu, a wręcz sugerują co najmniej dobre kontakty z Niemcami 7. Również w pamięci stryjów, w tym wspomnianego już Józefa czynnie zaangażowanego w konspiracji, nie zapisał się chwalebnie.

W jego sferze osobistej zaistniały dwa okupacyjne małżeństwa z Anną Nowak (1914-1943), zawarte w Kraśniku 2 IV 1942 r., i z Tatianą Danutą Kotlińską (1914-1948?), w Żyrardowie 7 II 1945 r. 8. Z pierwszego związku pochodzi córka Barbara Daromiła, urodzona w Lublinie 22 II 1943 r.
Równie niejasne są relacje dotyczące pobytu Juliusza Sokolnickiego pod władzą PKWN. Był podobno urzędnikiem biura ewidencyjnego i paszportowego w Lublinie. Następnie miał przebywać w Szczecinie. Najpóźniej na początku 1946 r. wyjechał z Kraju legalnie wraz z matką i siostrą.
Poprzez Frankfurt nad Menem dotarł do II Korpusu we Włoszech, gdzie nie został przyjęty. Powołał się na koligacje rodzinne z ambasadorem RP w Turcji Michałem Sokolnickim (zupełnie inna linia!) i znalazł pracę w PCK we Włoszech. Z chwilą opuszczenia Włoch przez II Korpus, wyjechał do Anglii 9.
W późniejszych publikacjach inspirowanych przez Juliusza Sokolnickiego pojawił się motyw służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Obczyźnie! Jedynym śladem tego stała się laurka w formie dyplomu: „Polskie Siły Zbrojne, nr 530, Londyn 11 XI 1945 roku – Spełnił swój obowiązek wobec Polski poprzez służbę w szeregach Polskich Sił Zbrojnych w latach Drugiej Wojny Światowej”, z podpisem ówczesnego ministra obrony narodowej gen. Mariana Kukiela. Jako jej adresat figuruje „Ppułk. Juliusz Sokolnicki” … 10 Dopiero po 1972 r. zaczęły dochodzić inne elementy, jak rzekomy udział w wojnie i partyzantce oraz najwyższe odznaczenia bojowe. Wtedy to osoby zainteresowane jego przeszłością zwracały się do archiwum brytyjskiego ministerstwa obrony z prośbą o informacje o rzekomej służbie wojskowej. Za każdym razem odpowiedź pozostawała niezmiennie negatywna.

Co do rzekomego następstwa na urzędzie prezydenta w 1972 r. wypada zauważyć, że w swojej propagandzie Juliusz Sokolnicki posługiwał się co najmniej dwoma różniącymi się od siebie dokumentami, z identycznie (!) na nich widniejącym podpisem Augusta Zaleskiego. Dokument ten nigdy nie został poddany ekspertyzie grafologicznej, ale i sam zainteresowany nie bardzo o nią musiał się starać. Kiedy jasne bowiem się stało, że poprzez swoje wystąpienie po śmierci Augusta Zaleskiego zamierzonego celu nie osiągnął i nie skupił wokół siebie w Londynie kogokolwiek o poważniejszym nazwisku, nie przejął się tym zbytnio. Jego załamanie, czego wyrazem był list z 11 IV 1972 r., będący wycofaniem się bez walki, stanowiło jedynie chwilę słabości.
Niedoszły rezydent “Zamku” przy Eaton Place 43 szybko doszedł do wniosku, że kontynuowanie całej akcji może być w ciężkich emigracyjnych warunkach całkiem opłacalnym procederem. Znając dość dobrze emigracyjne środowiska na świecie i korzystając z wierności niektórych wobec prezydenta Augusta Zaleskiego, umiejętnie wykorzystał niechęć do następców tzw. Rady Trzech. To dało mu pierwszą grupę popleczników, może o niezbyt znanych nazwiskach, ale reprezentujących ludzi z określoną rangą (np. prof. Alfons Jacewicz, płk Sergiusz Ursyn-Szantyr czy płk Tomasz Rzyski). Wkrótce do nich dołączyli najważniejsi, rodacy spragnieni awansów i zaszczytów, którzy odtąd stanowili stałą i wierną jego grupę zwolenników, często ulegającą rotacji. Swoją działalność rozwinął na całym świecie – od obu Ameryk po Australię. Zwłaszcza tam znajdował chętnych do współpracy. Od lat 80-tych dołączali również do jego obozu rodacy z Kraju. Od sfrustrowanych kombatantów po szacownych paulinów z Jasnej Góry.

Dla człowieka mieszkającego jeszcze w r. 1972 w nieistniejących dziś londyńskich slumsach przy Taplow Tower, o dość pogmatwanej sytuacji rodzinnej i borykającego się codzienną szarą pracą (kontroler gazomierzy, sprzedawca w sklepie) prezydentura stała się dodatkowym źródłem dochodów. I to nie tyle ze składek uzyskiwanych z własnego Skarbu Narodowego, które mogły co najwyżej wystarczyć na sprawy kancelaryjne i bieżącą działalność, ale z handlu honorami. W iluż to emigracyjnych domach znalazły się dyplomy i odznaczenia z podpisem prezydenta Juliusza Sokolnickiego? Ceny bywały różne, w zależności od potrzeb, i od możliwości.
Już co najmniej od wczesnych lat sześćdziesiątych Sokolnicki dołączył do grona międzynarodówki handlarzy odznaczeniami i fałszywymi tytułami wśród których znajduje się cała plejada niby-zakonów rycerskich różnej maści od templariuszy czy mutacji pseudo-maltańczyków 11. Ułatwiło mu to kontakty na tym rynku i pozwoliło na lepszy start w warunkach własnej prezydentury. Szybko więc pojawili się lepsi, bo światowi klienci. Każdy z nich chciał mieć wysokie polskie odznaczenie, tytuł honorowego ministra czy konsula lub polski paszport dyplomatyczny. Wystawca nie czynił problemu. Ale prawdziwym majstersztykiem okazało się wskrzeszenie w XI 1979 r. Orderu św. Stanisława i tytuł Wielkiego Mistrza tego Orderu po ostatnim carze Mikołaju II… To ostatnie okazało się najlepszym źródłem dochodów, które przeżyło jego własną prezydenturę i jeszcze dziś przynosi mu profity.

Rzekome i urojone tytuły zawsze cieszyły się emfazą wśród ludzi, którzy posiadając nieco fortuny nie mogli się poszczycić ani urodzeniem czy wykształceniem. W odróżnieniu od wielu podobnych uzurpatorów Juliusz Sokolnicki jest człowiekiem o dużej wiedzy i inteligencji 12 , potrafiącym po mistrzowsku wykorzystywać ludzkie słabości i charaktery. Nieodłączną cechą jego działania stała się metoda stosowania faktów dokonanych. Niektóre z osób, jakie znalazły się na listach członków jego rządów czy obdarowanych odznaczeniami dowiadywało się o tym fakcie nierzadko od osób trzecich. Było to świadome działanie z myślą o budowaniu własnej legendy i dbałość o własną popularność. W ramach tego mieściło się wykupywanie płatnych biogramów w najważniejszych światowych almanachach towarzyskich 13 czy dekoracja orderami osób szczególnie pożądanych, od najwyższych dostojników kościelnych aż po działaczy SLD.

Ważnym akordem działalności stało się pisemne przekazanie władzy prezydentowi Lechowi Wałęsie dn. 9 XII 1990 r. w postaci tzw. „Aktu Przekazania Suwerennej Władzy”. Spowodowało to konsternację, gdyż za pośrednika został wybrany ówczesny przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego prof. Mieczysław Tyczka, który nie bardzo wiedział co z tym „kukułczym jajem” zrobić. Pośrednie uznanie ze strony osób cieszących się autorytetem jak Lech Wałęsa 14, pozwoliło zaistnieć na scenie III Rzeczypospolitej i doczekać się całej serii artykułów prasowych, publikowanych nawet na łamach najbardziej kontrowersyjnych pism 15. Wreszcie lawinowo nadawane awanse i ordery pozwoliły na występowanie w imieniu rzesz kombatantów domagających się zweryfikowania w III Rzeczypospolitej. Nierzadko różnorodne ich środowiska, szczodrze obdarowane, składały mu rozmaite laurki dziękczynne, występując również czynnie w jego obronie. Znajdował także orędowników wśród najwyższych władz wojskowych, choćby w osobie generała broni Tadeusza Wileckiego, który pomimo ostrzeżeń ówczesnego konsula generalnego RP w Londynie Janusza Kochanowskiego, skierował do Juliusza Sokolnickiego, utrzymane w niezwykle serdecznym tonie pismo, na papierze urzędowym szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, a zaczynające się od słów: „Szanowny Panie Prezydencie” 16 ! Zaś jego doręczenie zlecono właśnie Konsulatowi RP w Londynie…
Ocena szkodliwości działania Juliusza Sokolnickiego będzie w pełni możliwa po uzyskaniu wyczerpującej informacji osobowej z akt MSW. Faktem pozostaje, że jego działalność była jak najbardziej na rękę władzom PRL.

W Paryżu i Londynie działał w XIX w. Albert Henryk „hrabia” Potocki vel Julian Aleksander Bałaszewicz (1831-1878), agent carskiej ochrany, który zręcznie wkręcił się w koła polskiej emigracji. Zdobył tak wielkie zaufanie, że nawet zajął pośród niej w Anglii po 1864 r. ważne stanowisko, a równocześnie doprowadził do skłócenia się trzech polskich czasopism uchodźczych. Prawie do końca życia udało mu się nie zostać zdemaskowanym. Juliusz Sokolnicki z Londynu poprzez swoją działalność o wiele bardziej potrafił osłabiać polityczną emigrację. W grotesce, którą umiejętnie reżyserował bywali rozmaici aktorzy. Niektórzy jak ksiądz prałat Henryk Jankowski uczestniczą w tym spektaklu do dnia dzisiejszego.

Postać Juliusza Sokolnickiego, paradującego w garniturze, z baretkami Orderu Virtuti Militari i Krzyża Walecznych, przepasanym wielką wstęgą Orderu Polonia Restituta i nadzwyczajną ilością odznaczeń długo jeszcze będzie obecna w naszej historii. I to dzięki pozostawionym po sobie dyplomom i odznaczeniom, które potomkowie obdarowanych za ileś lat wyciągną z domowego lamusa nieświadomi, że wartość tych emblematów jest mniejsza od papieru i metalu, jaki posłużył do ich wykonania.

© Bogumił Ławszowski (Łódź) – „Mars” (Studia) nr 12: 2002, s. 101-106.

P.S. Juliusz Sokolnicki zmarł w Colchester 17 VIII 2009 r. Przed śmiercią wyznaczył niejakiego Jana Zbigniewa Potockiego (podającego się bezprawnie za hrabiego i Pilawitę) IX (!) Wielki Mistrzem Prywatnego Orderu Świętego Stanisława oraz Prezydentem (!) Rzeczypospolitej Polskiej na Wychodźstwie. Juliusz Sokolnicki umarł tak, jak żył.
— — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —

1 Syn Włodzimierza, rtm. rez. 10 P.Uł. WP i urzędnika Banku Rolnego w Pińsku i Ireny z baronów Brunnow. Urodzony w Pińsku 12 VII 1928 r., inżynier, żołnierz AK 1944 i PSZ 1945, uczestnik Powstania Warszawskiego w Zgrupowaniu „Bartkiewicza”, jeniec stalagów XI-B Fallingbostel i XI-A Altengrabow 1944-45.
2 Relacja Stanisława de Virion i jego siostry Anny z de Virionów Starowieyskiej z 4 V 1993 r. w archiwum Oficyny Wydawniczej “Adiutor”.
3 Jakiekolwiek publikacje dotyczące rzekomego tytułu, otrzymanego jakoby przez wspólnego przodka linii utytułowanej i nieutytułowanej, w bitwie pod Wiedniem w 1683 r., nie mają potwierdzenia nawet w żadnych panegirycznych herbarzach. Również nikt z najbliższych przodków i krewnych nie używał nazwiska w formie “Nowina-Sokolnicki”. O tym dobrze wie sam zainteresowany, z zamiłowania genealog, którego zasługą jest uporządkowanie genealogii rodziny Sokolnickich pt. Tablice genealogiczne Nowinów Sokolnickich. Dodatek do monografii rodu, ułożone według starszeństwa linii, pozostającej w rękopisie, i wykorzystanej częściowo przez redakcję Polskiego Słownika Biograficznego. Również Juliusz Sokolnicki służył pomocą w tym zakresie autorowi publikacji Genealogie niektórych utytułowanych rodzin polskich, Edwardowi Borowskiemu z Paryża, wydanymi w ramach Materiałów do biografii, genealogii i heraldyki polskiej. Tam umieszczono również, obok zapewne wygasłej już linii hrabiowskiej Sokolnickich, linię Juliusza Sokolnickiego z zaznaczeniem nieutytułowana.
4 Informacje na temat rzekomych dóbr ziemskich ojca (Siedlemin czy Albrechtów) wymieniane w biogramach Juliusza Sokolnickiego są fantazjami tworzonymi na użytek bieżący. Właścicielem Albrechtowa po śmierci Zygmunta Skirmunta został jego syn Bohdan, z obciążeniem majątku w postaci spłat na rzecz sióstr, w tym matki Juliusza Sokolnickiego.
5 Relacja Stanisława de Virion etc.etc., op. cit.
6 Ibidem, op. cit.
8 Małżeństwo to figuruje w pracy Edwarda Borowskiego. Natomiast nie zostało uwidocznione w osobiście opracowanych przez Juliusza Sokolnickiego tablicach genealogicznych …. Współmałżonka „uśmiercona” w 1948 r., poszukiwała go przez Sąd Powiatowy w Toruniu po X 1949 r., celem uznania go za zmarłego …
9 Poufne pismo prof. dr. Jerzego Gawendy, wicepremiera rządu RP na Uchodźstwie, z 17 IX 1974 r., skierowane na ręce Czesława Bartczaka, prezesa Komitetu Niepodległościowo-Legalistycznego w Kurytybie w Brazylii, s. 3.
10 Michael Subritzky-Kusza, History of the Polish Government (in Exile) 1939-1990, New Zealand 1996, s. 48.
11 Wydaje się, że już od urodzenia był obciążony syndromem tytułu. Zdarza się to u niektórych osobników o nazwiskach łączonych z tytułami, których przodkowie w przeszłości takowych nie otrzymali. Zresztą tytuł hrabiowski pruski Sokolnickich w istocie przeznaczony dla bogatego przedstawiciela jednej z linii wielkopolskich, stracił całkowicie na znaczeniu po jego śmierci z uwagi, iż potomkowie tegoż nie utrzymali się majątkowo i towarzysko wśród rodzin swojej dzielnicy.
12 Nie należy tego bynajmniej łączyć z kupionymi tytułami naukowymi typu dr University of China (Tajwan) czy też zdobytym na podobnej zasadzie członkostwem rozmaitych międzynarodowych akademii.
13 Chodzi wydawnictwa typu Who is Who?, Men of Achievement”, Dictionary of International Biography czy Debrett’s Distinguished People of Today, opłacanych w formie prenumeraty, których redakcje nie ponoszą odpowiedzialności za zamieszczone biogramy, zwłaszcza jeśli dotyczą one osób pochodzenia nie anglosaskiego.
14 Zapytany o stosunek do ciągłości władzy Lech Wałęsa powiedział: „Na Zachodzie mamy 2 prezydentów, należy podziękować Emigracji za przechowanie ciągłości władzy, uszanować to, co zrobiła” („Życie Warszawy” z 15 XI 1990, s. 2).
15 „Nie. Dziennik Cotygodniowy”, nr 3: 17 I 1991.
16 List gen. broni Tadeusza Wileckiego do Janusza (sic!) Nowina Sokolnickiego, Warszawa 25 I 1993 r., kserokopia w zbiorach autora.